Nowa Zelandia wolna od papierosów?
W światowych mediach znów głośno o Nowej Zelandii.
Wiceministerka zdrowia ogłosiła 9 grudnia plan działania na rzecz Nowej Zelandii wolnej od papierosów ("Smokefree Aotearoa: 2025 Action Plan") [1].
Pomijam tu filozoficzną debatę na temat granic interwencji państwa w życie obywateli, ale chcę zwrócić uwagę na polityczne aspekty tej decyzji. Pytanie, czy rząd nie boi się reakcji elektoratu na nią, nurtuje pewnie wiele osób. Otóż po kolei.
1. Palaczek i palaczy w Nowej Zelandii nie ma aż tak wielu: wg danych rządowych codziennie pali 11,6% populacji [2]. Dla porównania - regularnie pali 18% Polek i 24% Polaków [3].
2. Pomysł zakazu jest sprytny. Literalnie dotyczy on nie "sprzedaży", ale "zakupu" wyrobów nikotynowych. Ma wejść w życie w 2027 roku i dotyczyć osób urodzonych w 2013 roku (czyli dzisiejszych ośmio-, a wówczas już czternastolatków). Potem z każdym rokiem ma dotyczyć kolejnych "wchodzących na rynek" roczników, ale już nie osób starszych [1]. Efekt będzie zatem taki, że w 2073 roku papierosów nie kupi w Nowej Zelandii 60-latek, ale 61-latek - wciąż tak.
3. Dla dorosłych palaczy zakaz będzie "miękki". Najpierw w 2024 roku zacznie się ograniczanie licencjonowanych miejsc sprzedaży (z obecnych 7 tysięcy docelowo ma się ostać 500), a w 2025 roku - ograniczenie dopuszczalnej ilości nikotyny w wyrobach tytoniowych (do poziomu minimalizującego ryzyko uzależnienia).
4. Twarzą programu została nie premierka, ani nawet nie minister zdrowia, ale ministerka ds. senioralnych - dr Ayesha Verrall. Naukowczyni i lekarka. Prezentację programu rozpoczęła od przywołania świadectw swoich pacjentów uzależnionych od nikotyny. Była w tym bardo wiarygodna. Nauka jest w Nowej Zelandii ceniona.
5. Program nie stygmatyzuje palaczek i palaczy. Traktuje - co powinno wydawać się oczywiste - uzależnienie jako chorobę i oferuje system wsparcia dla tych, którzy będą chcieli podjąć terapię. Duży nacisk położono na potrzeby osób w kryzysie psychicznym, dla których ograniczenie palenia może być szczególnie trudne.
6. Warto wziąć pod uwagę i to, że Nowozelandki i Nowozelandczycy mają dość sceptyczny stosunek do używek. W 2020 doku odbyło się referendum nt. legalizacji "rekreacyjnej" marihuany i - wprawdzie niewielką większością, ale jednak - wyborcy i wyborczynie odrzucili ten postulat [4].
7. Ważne zastrzeżenie: wprawdzie największy odsetek osób palących w podziale na grupy etniczne/narodowe odnotowuje się wśród rdzennej ludności maoryskiej, ale używanie nikotyny nie ma w tym przypadku podłoża kulturowego [2]. Używka upowszechniła się w tej grupie dopiero po przybyciu kolonizatorów. Dlatego też raczej nie ma obaw o to, że wprowadzenie zakazu zakupu papierosów dla najmłodszych stanie się zarzewiem konfliktu kulturowego.
To chyba najważniejsze punkty, które dają w miarę precyzyjną odpowiedź na pytanie, dlaczego rząd podjął się - karkołomnej na pierwszy rzut oka - próby wprowadzenia zakazu nikotynowego w Nowej Zelandii i dlaczego ten pomysł wcale nie jest skazany na porażkę. Uratowanie choćby części z 5 tysięcy osób, jakie rocznie padają w Nowej Zelandii ofiarą nikotynowego nałogu [5], uznał za warty poniesienia (i tak pewnie niewielkiej) sondażowej straty.
[1] Film z prezentacji planu: https://www.rnz.co.nz/news/political/457539/smokefree-action-plan-cigarette-sales-to-be-banned-for-younger-generations.
[2] Dane dla Nowej Zelandii: https://www.smokefree.org.nz/smoking-its-effects/facts-figures.
[3] Dane dla Polski: https://cbos.pl/SPISKOM.POL/2019/K_104_19.PDF.
[4] https://www.rnz.co.nz/news/cannabis-referendum
[5] https://www.health.govt.nz/your-health/healthy-living/addictions/quitting-smoking/health-effects-smoking
Komentarze
Prześlij komentarz