O Kutno, o Kutno, wyprało-ś swój demos jak płótno...



W tegorocznych wyborach samorządowych radnych do rad gmin i miast (niebędących miastami na prawach powiatu) wybierano w jednomandatowych okręgach wyborczych, stosując zasadę większości względnej. Oznaczało to, że aby wygrać wybory w swoim okręgu, należało zdobyć większą liczbę głosów niż konkurenci z innych komitetów. Nie przewidziano możliwości przeprowadzenia II tury głosowania, nawet gdyby żaden kandydat nie cieszył się poparciem ponad połowy głosujących.


To, jak silnie system większości względnej deformuje wolę wyborców, najlepiej widać na przykładzie wyborów do rady miasta Kutno. Moim zdaniem przykład ten trafi do podręczników dla studentów politologii, bo jak w soczewce skupia wszelkie mankamenty JOW. By je wykazać, sam do tej pory używałem na zajęciach następującego wyimaginowanego case’a:

  • w pięciu okręgach wyborczych startuje dwóch kandydatów reprezentujących dwie partie polityczne (A i B);
  • w każdym z okręgów minimalną różnicą głosów (52% vs. 48%) wygrywa kandydat partii A;
  • efekt jest taki, że w skali całego obwodu partia, której kandydaci w pięciu okręgach wyborczych zdobyli w sumie 52% głosów, obsadza 100% mandatów.

Dziś przykład ten wylądował na śmietniku, a w prezentacji zastąpił go realny kutnowski odpowiednik.


Oto kandydaci Komitetu Wyborczego Wyborców Zbigniewa Burzyńskiego, który sam kandydował (z sukcesem) na stanowisko prezydenta Kutna, zdołali zwyciężyć we wszystkich 21 okręgach na terenie miasta. Nie były to jednak zwycięstwa „miażdżące” (przykładowo w okręgu 10 o wygranej zadecydowała różnica 7 głosów). Zgodnie z zasadą alokacji mandatów w systemie większości względnej ugrupowanie prezydenta uzyskało zatem 100% mandatów w radzie miasta. Problem w tym, że jeśli na głosowanie spojrzeć globalnie, to okazuje się, że kutnianie wcale takiej woli nie wyrazili. Po zsumowaniu wszystkich wyników z poszczególnych okręgów wyborczych okazało się, że KWW Z. Burzyńskiego uzyskał łącznie 38,67% głosów. Drugi w kolejności PiS – 21,13%, trzecia PO – 13,59%, czwarte SLD – 8,31%. W żadnym z możliwych wariantów systemów proporcjonalnych nie byłoby do pomyślenia, by ponad 60% głosujących nie miało w radzie miasta swojego przedstawiciela. 

Poniżej znajduje się tabela, która ukazuje, jaki mógłby być rozkład mandatów przy zastosowaniu formuł d’Hondta, Sainte-Laguë i Hare’a z uwzględnieniem 3- i 5-procentowego progu zaporowego (przy założeniu, że całe miasto jest jednym okręgiem wyborczym).


Alokacja mandatów w wyborach do rady miasta Kutno przy zastosowaniu różnych systemów wyborczych


%v
JOW
d’Hondt 5%
d’Hondt 3%
Sainte-Laguë
(Hare) 5%
Sainte-Laguë
(Hare) 3%

s
%s
s
%s
s
%s
s
%s
s
%s
KWW Zbigniewa Burzyńskiego
38,67
21
100
10
47,62
9
42,86
9
42,86
8
38,09
PiS
21,13
0
0
5
23,81
5
23,81
5
23,81
4
19,05
PO
13,59
0
0
3
14,28
3
14,28
3
14,28
3
14,28
SLD
8,31
0
0
2
9,52
2
9,52
2
9,52
2
9,52
KWW Pokolenia Samorządowe
7,09
0
0
1
4,76
1
4,76
2
9,52
2
4,76
KWW T. Trybury
3,89
0
0
0
0
1
4,76
0
0
1
4,76
KWW S. Aulicha
3,43
0
0
0
0
0
0
0
0
1
4,76

%v – procent uzyskanych przez komitety głosów;

s – liczba mandatów;

%s – odsetek przydzielonych mandatów



W każdym z zaprezentowanych wariantów PO zyskałaby w radzie miasta 3 mandaty, a SLD – 2. Różnice pomiędzy poszczególnymi systemami proporcjonalnymi sprowadzają się do wzmocnienia lub osłabienia ugrupowań najsłabszych i/lub najsilniejszych. Dla każdego politologa jasne jest, że komitety największe zyskają swoistą premię, jeśli do alokacji mandatów użyta zostanie formuła d’Hondta (10 lub 9 mandatów dla KWW Z. Burzyńskiego, w zależności od uwzględnionego progu zaporowego), natomiast najmniejsze ugrupowania mają szansę dostać się do rady i „uszczuplić” tym samym stan posiadania dużych komitetów (8 mandatów dla KWW Z. Burzyńskiego), jeśli ustawodawca zdecyduje się na alokację mandatów zgodnie z formułą Sainte-Laguë lub Hare’a oraz na obniżenie progu zaporowego do 3%.


Cóż – w Kutnie na pewno przez cztery kolejne lata dobrze się będzie prezydentowi współpracować z radą, w której zasiądą wyłącznie radni z jego własnego komitetu wyborczego. Z demokracją i wolą demos niewiele ma to jednak wspólnego. Na miejscu Zbigniewa Burzyńskiego dbałbym o to, by te 60% głosujących, których głosy poszły na zmarnowanie wskutek ustanowienia JOW, nie wpadło na pomysł zorganizowania referendum odwoławczego.


Komentarze

Popularne posty