O zaletach milczenia w pewnych wstydliwych sytuacjach
Interesujące mnie wydarzenia splatają się czasem ze sobą w sposób dość osobliwy.
Od wczoraj kolejowy Internet aż huczy. A to za sprawą gorliwego obywatela, który sfotografował był szefa małopolskiego związku zawodowego kolejarzy, gdy ten – nie bacząc na ledwo co wykonany remont – sikał sobie w najlepsze na peronie dworca Warszawa Centralna. Przyłapany na – nomen omen – gorącym uczynku pracownik spółki Przewozy Regionalne od początku zachowywał się w tej sprawie bardzo ciekawie. Najpierw wystawił środkowy palec fotografowi, potem w asyście policji mu wygrażał. To jeszcze można od biedy zrozumieć, wszak musiał się biedak zdenerwować, że jego – Pana na włościach, który odlać się może wszędzie – ktoś śmiał bezczelnie w tej intymnej sytuacji sfotografować.
Dziś jednak – miast przeprosić i schować głowę w piasek – hardy związkowiec kontynuuje swoją szarżę. Jak można przeczytać na stronie Rynku Kolejowego, wątpliwy bohater straszy sądem tych, którzy zamierzają o nim pisać/mówić w mediach. W zacietrzewieniu trzaska drzwiami, nie precyzując, o jakie paragrafy może chodzić. Wspomina przy tym o adwokacie, którego zatrudnił. Nie będzie chyba niczym niewłaściwym, jeśli podzielę się wątpliwością, czy za prawnika zapłaci sam PR-owiec, czy może jednak związek zawodowy?
***
W tym samym czasie Węgry spowiła afera zdecydowanie większego kalibru. Uważany za stronnika Viktora Orbána prezydent, Pál Schmitt, został pozbawiony w czwartek stopnia doktora, ponieważ senat Uniwersytetu Medycznego im. Semmelweisa w Budapeszcie orzekł, że jego dysertacja doktorska była plagiatem. Komisja badająca sprawę wydała oświadczenie, w którym stwierdzono, że 180 z 250 stron pracy to wierne tłumaczenie francuskojęzycznej rozprawy poświęconej podobnemu zagadnieniu. Przewina Schmitta jest nawet – rzec by można – podwójna, ponieważ uchybił nie tylko rzetelności naukowej, ale sprzeniewierzył się także najważniejszej regule olimpijskiej zobowiązującej sportowców do uczciwej konkurencji. Warto bowiem przypomnieć, że obecny prezydent Węgier jest dwukrotnym złotym medalistą igrzysk w drużynowym konkursie szpady.
Nie wiem, czy podanie się do dymisji to w tej sprawie adekwatna kara. Schmitt twierdzi, że jego plagiat sprzed 20 lat w żaden sposób nie wpływa na wypełnianie przezeń obowiązków prezydenta, w związku z czym ustępować nie zamierza. Cieszy się zresztą poparciem premiera, więc instytucjonalny nacisk mu w tej sprawie nie grozi. Co innego mną natomiast wstrząsnęło. Zamiast schować głowę w piasek i siedzieć cicho węgierski prezydent ogłosił, że mimo sędziwego wieku (70 lat) natychmiast siada do pisania nowej pracy doktorskiej. Chce bowiem wszystkim udowodnić, że stopień mu się jak najbardziej należy.
***
Widać już wspólny mianownik? Słowo może nieco staromodne i nieprzystające do płynnej rzeczywistości, ale chyba warto się doń czasem odwołać. Honor, mości Panowie, honor! Tak mi jakoś przyszła do głowy następująca ilustracja muzyczna:
Komentarze
Prześlij komentarz