Siła przyzwyczajenia

Na stronie Towarzystwa Polsko-Albańskiego znalazłem właśnie informację dotyczącą niegdysiejszej denominacji leka. Ponieważ notka powstała – jak rozumiem – głównie dla turystów ku przestrodze, nie mogę nie przytoczyć zacnej historii, która przydarzyła się nam w albańskiej Korczy dwa lata temu.

Ponieważ zbliżał się Bajram, a my do Korczy dotarliśmy po południu, zastaliśmy miasto w akcie zwijania wszelkiej aktywności: począwszy od targowisk, na knajpach skończywszy. Znaleźć coś do żarcia było nam więc cokolwiek trudno. W trakcie tzw. zwiedzania natknęliśmy się jednak na średnio zadbany przybytek (jakiś pogląd na sprawę daje zdjęcie zamieszczone obok). Ale my to my i w takich właśnie lokalach się lubujemy. Nie wahając się długo, wstąpiliśmy na „obiad”. Cóż, menu żadnego nie było, na półce dostrzegliśmy zaledwie kilka piw i rakiję. Duch przedsiębiorczości jednak w Albanii ma się dobrze, ponieważ „barman” zapytany o koftę uprzejmie zapewnił, że za chwilę ją zaserwuje.

Jakież było nasze zdziwienie, gdy w tym samym czasie, gdyśmy konsumowali pierwszy kieliszek trunku, szef speluny wezwał jednego z lokalsów zasiadających przy stoliku obok i wręczył mu plik banknotów. Nie zdążyliśmy jeszcze wychylić drugiego kielonka, gdy ów jegomość był z powrotem ze sztuką mięsa w ręce. Ugoszczono nas zatem godnie.

Problem pojawił się jednak, gdy poprosiliśmy o rachunek. Pan starym zwyczajem zapisał wszystko na oberwanej karteluszce, ale wyszło mu tego… 10 tysięcy leków (zdjęcie obok)! Wpadliśmy w niemały popłoch, bo wówczas oznaczało to jakieś 350 złotych. Nerwowo debatowaliśmy, czy aby ktoś nas nie chce zrobić w konia i – ponieważ nie przyszło nam do głowy zapytać o cenę kawałka mięsa w takim lokalu – chce sobie na zagranicznych turystach podreperować budżet.

Szczęśliwie dla nas jakaś ledwie tląca się lampka wtedy mi w głowie rozbłysła. Zorientowałem się, że przed wyjazdem czytałem coś o jakiejś denominacji, ale to, o czym tam pisano, wydało mi się tak absurdalne, że aż nie warte większej uwagi. Zaproponowałem zatem „na gorąco”, byśmy eksperymentalnie zostawili panu w knajpie tysiąc leków i jeśli ten nie zacznie wzywać na pomoc policji, albo – co gorsza – swoich ziomali, będzie to dla nas sygnał, że możemy się grzecznie oddalić. Tak też się – rzecz jasna – stało.

Po powrocie do Tirany natychmiast sprawdziłem, dlaczego informacja o denominacji wydała mi się tak absurdalna, że ją prawie wyrzuciłem z pamięci. Odpowiedź była aż nadto jasna: to felerne jedno zero z albańskiej waluty zniknęło… w 1965 roku! Naprawdę nie mogłem uwierzyć w bajania przewodników o tym, że 45 lat po tym fakcie jeszcze gdzieś używa się „starych leków”. A jednak znowu się pomyliłem.

A to zdjęcie się najlepiej w Korczy udało (pewnie Rafzi robił:):


Komentarze

Popularne posty