Śpiewać każdy może, a polityk to nawet powinien

Już nie pamiętam, kiedy stałem się fanem piosenek wyborczych, ale przypuszczam, że mogło się to zdarzyć gdzieś w okolicach początków Kwaśniewszczyzny. Jako berbecia mniej mnie jednak interesowało podskakiwanie w rytm chodnikowej melodii „Ole, Olek”, a bardziej – rozwiązanie rebusu kryjącego się pod następującym fragmentem tekstu:

„Prezydent to 
taki ktoś jak ty;
polityk co
ma realne sny”

W czasie gdy autor tworzył tekst swojej piosenki, prezydentem wciąż pozostawał Wałęsa. Ponieważ zaś za obiekt uwielbienia podmiotu lirycznego uznałem Kwaśniewskiego, można było – w mojej szczenięcej opinii – podstawić w równaniu Wałęsę pod „prezydent”, a Kwaśniewskiego pod „ty” i otrzymać taki oto wynik: Wałęsa to taki ktoś jak Kwaśniewski.

Zrodziła się wówczas we mnie fascynacja kampanijnym songiem. A wspominam o tym dlatego, że jestem niepocieszony faktem, iż w tej kampanii jedynie PSL zdecydowało się na zamówienie wyborczej piosenki. Uważam to za absolutny skandal i lekceważenie wyborcy. Każdy porządny wyborca marzy o tym, by móc sobie co kampanijne rano zanucić pod nosem „Dokąd idziesz, Polsko”, „My chcemy Prawa i Sprawiedliwości” czy „Bo dla nas człowiek najważniejszy”. Ktoś uważa inaczej? Niech go przekona fakt, że ewidentną lukę w strategii poszczególnych sztabów postanowili wypełnić domorośli grajkowie, którzy – ku uciesze świetlic i europosłów – bardziej od sztabowców są świadomi wagi piosenki wyborczej.
  

Czyli co? Piosenki wyborcze potrzebne są? Widać, że potrzebne i widać, że cieszą. Przy tej okazji zwracam się z naukową prośbą o podsyłanie linków do znanych Wam songów wyborczych z całego świata. Może uda się stworzyć jakiś światowy śpiewnik wyborczy? Na zachętę proponuję lejtmotyw kampanii Julii Tymoszenko z 2010 roku.



Komentarze

Popularne posty