Postmodernistyczna interdyscyplinarność
Kolega po blogowym fachu dzielił się niedawno (tu) swoimi spostrzeżeniami na temat nowej listy dyscyplin naukowych, która ukazała się w zeszłym miesiącu pod postacią ministerialnego rozporządzenia. I ja chętnie swoje trzy grosze komentarza dorzucę.
Otóż podziwiam zdolności lobbingowe niektórych grup akademickich, którym udało się przeforsować tak nieprawdopodobne zapisy, że aż dwa razy czytałem rzeczone rozporządzenie, by się przekonać, czy w którymś miejscu się przypadkiem nie pomyliłem. Oto hity moich zdziwień:
a) Dziedzina nauk teologicznych, która została częścią obszaru nauk humanistycznych. (Czy uczynienie nauki o Bogu częścią obszaru nauk o człowieku nie zakrawa na bluźnierstwo?).
b) Nauki o rodzinie jako dyscyplina nauk humanistycznych – obok językoznawstwa, kulturoznawstwa, historii itp. (Czy ktoś słyszał o jakiejś metodologii badań nad rodzinami?).
c) Nauki o zarządzaniu jako dyscyplina zarówno nauk humanistycznych, jak i nauk ekonomicznych. (Czyżby rozdwojenie jaźni? A może dar bilokacji?).
d) Nauki o polityce jako dyscyplina odmienna od nauki o polityce publicznej. (Czy w ogóle może istnieć coś takiego jak polityka nie-publiczna?).
Komu mogło zależeć na takich, a nie innych regulacjach? Macie jakieś pomysły na racjonalizację tych – dla mnie dość nieodgadnionych – zapisów?
Cieszę się, że nie tylko mi wydaje się to kuriozalne :) Najbardziej szalone (mimo wszystko) wydaje mi się wyodrębnienie "nauk o rodzinie". Ktoś chyba nie odrobił lekcji z naukoznawstwa, metodologii i filozofii nauki. Nauki o rodzinie to potoczna nazwa pewnej dziedziny badawczej - czyli: przedmiot badawczy (rodzina) i aspekty przedmiotu (np. rozwój rodziny itd.). Nad tą dziedziną reflektuje dopiero dyscyplina naukowa - a może nią być np. pedagogika.
OdpowiedzUsuńI tutaj widać, że jest jakieś skłócone lobby pedagogów, którym odpowiadało takie wyodrębnienie. Bo jak inaczej to nazwać? Czy "Nauki o rodzinie" mają osobny przedmiot badawczy, metody badawcze i cele badawcze? Wątpię...
Żadnych spisków ("komu mogło zależeć na [...] regulacjach") raczej bym się tu nie dopatrywał. Wyjaśnienie Twoich wątpliwości wydaje mi się stosunkowo proste. Popatrzmy zdroworozsądkowo na każdą kwestię.
OdpowiedzUsuń1) Jeśli nie do obszaru nauk humanistycznych, to do którego innego włączyć dziedzinę nauk teologicznych? "Obszar" to coś więcej niż "dziedzina" - to oczywiste. Czy więc należało tworzyć osobny obszar nauk teologicznych i w jego ramach wyznaczyć poszczególne dziedziny i dyscypliny? Wątpię, by ta dziedzina nadawała się na "obszar", choć pewnie na siłę dałoby się wydzielić np. dziedzinę nauk o Bogu, dziedzinę nauk o Chrystusie, i analogicznie dyscypliny: teologia pastoralna, teologia biblijna, teologia dogmatyczna, teologia moralna itd., tylko po co? Otóż sądzę, że metodologia nauk teologicznych, oparta zasadniczo na spekulatywności, a nie empirii, jest podobna do metodologii nauk humanistycznych, stąd decyzja o utworzeniu takiej dziedziny i włączeniu jej w ten obszar. Inna rzecz, że od średniowiecza teologię uznaje się za "wypadek szczególny" filozofii. Zatem wyłączenie nauk teologicznych z obszaru nauk humanistycznych byłoby tożsame z unicestwieniem myśli teologicznej jako refleksji na temat relacji Boga i człowieka.
2) Nauki o rodzinie - tu akurat mamy do czynienia z nieskrywanym w akcie regulatywnym wpływem Konferencji Episkopatu Polski. I tylko tu bym się ewentualnie czepiał utworzeniu takiej dyscypliny. "Rodzina" jest wszak fenomenem o mniejszej ekstensji niż "sztuka" czy "zarządzanie" (rodzi się więc pytanie - dlaczego wyrózniono akurat te trzy fenomeny?). Mimo to - z poznawczego punktu widzenia - nie krytykowałbym utworzenia takiej dyscypliny (bo - o ile wiem - są różne metodologie badań nad rodziną, mające najczęściej proweniencję albo pedagogiczną, albo socjologiczną), krytykowałbym zaś zbyt wąski zakres pojęcia będącego przedmiotem poznania w tej dyscyplinie.
3) Podobnie jak z naukami o zarządzaniu jest z biochemią, biofizyką, biotechnologią czy ochroną środowiska, które są zarówno w obszarze nauk przyrodniczych, jak i nauk ścisłych. Rzecz chyba jest prosta do zrozumienia - każdą z tych dyscyplin można uprawiać na różne sposoby, czyli stosując narzędzia z jednego lub drugiego obszaru. Podobnie jest z naukami o zarządzaniu, bo można przecież budować jakieś modele efektywnego zarządzania, bazując na parametrach ekonomicznych, można też o zarządzaniu pisać z perspektywy humanistycznej. Zatem dopiero przy konkretnej pracy doktorskiej czy habilitacyjnej będzie się dokonywało przyporządkowania jej do konkretnego obszaru.
4) Nie jestem specjalistą od polityki, ale wystarczył szybki i pobieżny gugiel, żeby stwierdzić, że wyodrębnia się coś takiego jak politykę publiczną. Bardzo możliwe więc, że gremia doradcze zasugerowały ministrowi wprowadzenie takiej dyscypliny. Rzecz jasna, na poziomie znaczeń języka ogólnego nie ma polityki niepublicznej, ale przecież mamy tu do czynienia z użyciem terminologicznym, specjalistycznym.
A co powiesz o włączeniu nauk o obronności w obszar nauk społecznych czy o występowaniu obok siebie w obszarze nauk humanistycznych historii sztuki i nauk o sztuce? Tu też można mieć wątpliwości, ale przecież ministerialna typologia ma służyć celom praktycznym - porządkować administracyjnie system wiedzy naukowej. Pożądane są więc w niej kategorie maksymalnie pojemne. W końcu zdobywając doktorat z dziedziny nauk społecznych w dyscyplinie nauki o polityce, masz także pewne kompetencje w zakresie psychologii czy socjologii. Podobnie ktoś, kto obroni doktorat z teologii, będzie się jakoś tam znał na filozofii czy historii. Większe rozdrobnienie kategorii składających się na tę typologię prowadziłoby może do większej precyzji, ale umożliwiałoby też sytuację, w której doktor nauk teologicznych nie musi mieć żadnych kompetencji w zakresie ogólnie pojętej humanistyki, bo przecież zna się tylko na Bogu. Kto mu wtedy da pracę?
też się nad tym dziwiłem, a co mają powiedzieć ci, którzy zajmują się towaroznawstwem?
OdpowiedzUsuń