Nie ta urna

Ciekawy problem natury proceduralnej waży na wyniku wyborów na stanowisko burmistrza Tirany. Wspominałem o tej sprawie już wcześniej, w mojej opinii warto jednak poświęcić jej trochę więcej miejsca.


Oto w obowiązującej ordynacji wyborczej z 2008 r. (art. 104, pkt. 2, 3) znajduje się zapis, że głosy w wyborach do rady miasta oraz głosy w wyborach burmistrza oddaje się do osobnych urn. Zabieg miał (chcę w to przynajmniej wierzyć) ułatwić pracę komisji wyborczych – ich członkowie (takie było założenie) powinni się od razu zająć liczeniem głosów, a nie rozpoczynać prace od odsiewania jednych kart od drugich.


Tak też się stało podczas wyborów 8 maja. Zaczęto w Tiranie od liczenia głosów z urn „burmistrzowskich” i podano – wstępnie (oficjalnie wyniki komisja ogłasza zbiorczo, tzn. za jednym zamachem do rady i na burmistrza) – że zwycięzcą został dotychczasowy włodarz Tirany, Edi Rama. Różnica między nim a prorządowym kandydatem, Lulzimem Bashą, wyniosła zaledwie 10 głosów (na ok. 250 tys. w sumie oddanych!).


Nazajutrz okazało się, że nic nie jest jeszcze przesądzone, bo w urnach przeznaczonych do głosowania na radnych znaleziono wiele kart do głosowania na burmistrza. Doprowadziło to do patowej sytuacji, ponieważ albański ustawodawca nie przewidział takiej ewentualności. Nie bardzo więc było wiadomo, czy głosy wrzucone pomyłkowo do niewłaściwej urny uznawać za ważne, czy też nie. 18 maja na posiedzeniu Centralnej Komisji Wyborczej uchwalono (stosunkiem głosów 4:3), że pomyłkowe karty jednak należy wziąć pod uwagę. Po ostatecznym zsumowaniu wyników zwycięstwo przeszło w ręce Lulzima Bashy, choć różnica między konkurentami nadal pozostała minimalna – 81 głosów (124 786 vs. 124 705).


Do dziś nie ma jasnego rozstrzygnięcia formalno-prawnego tej kwestii. 


Z jednej strony w ordynacji wyraźnie zapisano, że głos jest ważny wtedy, kiedy na karcie do głosowania wyborca jednoznacznie wskaże kandydata, którego wybiera (art. 117, pkt. 2). Z kolei w enumeratywnie wymienionych sytuacjach (art. 117 pkt. 3), w których głos zostaje uznany za nieważny, nie ma mowy o oddaniu głosu do niewłaściwej urny. Można argumentować zatem w ten sposób:

a) karta koniec końców znalazła się w posiadaniu komisji;

b) ta nie miała wątpliwości co do preferencji obywatela oddającego swój głos;

c) „ludzki” ogląd na sprawę wymagałby więc przyjęcia, że obywatel może się pomylić i jeśli tylko nie ma wątpliwości co do tego, na kogo zagłosował, głos jego należy uwzględnić.


Jest jednak i druga strona medalu: gdybyśmy przyjęli wyżej zarysowany punkt widzenia, musielibyśmy zacząć się zastanawiać, co uczynić w sytuacji, w której obywatel myli urny dwóch komisji wyborczych (nierzadko znajdujących się przecież w jednym lokalu). Czy wówczas członkowie komisji musieliby nosić omyłkowe karty między sobą? Nie trzeba dodawać, że tworzyłoby to pole do wielu nadużyć.


Spór wydaje się nierozstrzygalny, a zatem z pola jurysprudencji przeszedł na pole polityki – socjaliści uznają decyzję Centralnej Komisji Wyborczej za bezprawną (chcą wykorzystać wszelkie możliwości apelacyjne, które daje ordynacja), berishowcy zaapelowali do niej o powtórzenie liczenia głosów. Komisja się przychyliła, głosy liczy, ale nietrudno zgadnąć, jaki będzie tego efekt. Edi Rama wraz z PSSh szykują już strategię kolejnego (a jakże!) bojkotu parlamentu oraz uliczne demonstracje, Sali Berisha - a za nim nowy (póki co) burmistrz, Lulzim Basha - powtarzać zaś będą do znudzenia o tym, że wybory były uczciwe.


Liczna kohorta obserwatorów OBWE potrafiła z siebie wydusić tylko tyle, że decyzja Centralnej Komisji Wyborczej z 18 maja o uznaniu mylnie wrzuconych kart do głosowania za ważne oparta została na „niejasnych przesłankach”. Z oświadczeniem dyplomatycznym, wyraźnie wskazującym na zastrzeżenia UE co do uczciwości przeprowadzonych wyborów, wystąpili za to Catherine Ashton oraz komisarz ds. rozszerzenia oraz europejskiej polityki sąsiedztwa, Štefan Füle (jest Czechem, a nie Niemcem – tak przy okazji).


Wniosek ostateczny? Banalny – wystarczyło usiąść i porządnie napisać ordynację. Pewnie wszystkich okoliczności wyborów przewidzieć i ująć w karby prawa się nie da, ale to, że się ludzie w lokalach wyborczych pomylą, należało bezwzględnie wziąć pod uwagę. A tak: nie po raz pierwszy się okazuje, że poważne konflikty biorą swój początek w jakże zwyczajnej bylejakości.


Źródła: 1, 2, 3

Komentarze

Popularne posty